Nants’ngonyama bakithi baba, sithi hu ngonyama…

Król Lew jest cudowny!!!
Simba na ekranie przeżywa cały proces dorastania, krok po kroku.

Wszystko zaczyna się oczywiście od narodzin, ale ważniejsze jest to co jest trochę dalej — „Strasznie już być tym królem chcę!”. Marzenia, plany, oczekiwania… I pierwsza miłość. Jeszcze nieśmiała, dziecinna…

Zranienie i ból. Nie dość, że został oszukany przez jednego z najbliższych, to przeżywa straszną tragedię. I robi to, co zwykle robi się w takich sytuacjach. Ucieka…

Trafia w końcu do miejsca, gdzie powinno być dobrze. Timon i Pumba roztaczają nad nim swą opiekę, pokazując, że banicja nie jest taka zła. I uczą go pozornie dobrej rzeczy, żeby się nie martwić. Tylko, że niemartwiąc się zatraca siebie. Lew, który zamiast zjeść surykatkę i guźca, zaprzyjaźnia się z nimi?! Absurd! I je robaki i owoce. Król Zwierząt objadający się obrzydliwymi robalami…

I wtedy pojawia się Nala, ucieleśnienie dawnych marzeń, planów… Lecz i odpowiedzialności. Tej, przed którą strach spowodował ucieczkę i porzucenie swojej tożsamości.

Jednak Rafiki osiąga coś niemożliwego, przekonuje Simbę, aby zmierzył się ze swoim przeznaczeniem. Wizja ojca na niebie mówi o tym nawet wprost. :)

Walka ze Skazą pokazuje jak trudno jest powrócić do swojej tożsamości, roli przewidzianej przez Stwórcę. Nagle wybucha pożar wywołany przez piorun, który tylko wzmaga i tak wielki strach. Porażka jest blisko, ale walcząc do końca zostaje się zwycięzcą.
Piękne jest to, że Simba nie musi czynić zła aby wygrać. On tylko zrzuca Skazę z Lwiej Skały, miejsca, które przynależy się prawowitemu władcy, nie tyranowi. Skaza ponosi śmierć z rąk hien, zła, które sam wywołał. Bo dokonane uczynki zawsze zwracają nam się z nawiązką. Za dobre ponosimy wielką nagrode, lecz kara za złe jest równie wielka…

I spada deszcz. Deszcz gaszący ogień niebezpieczeństwa. Deszcz zmywający całą krew przelaną przez Skazę. A król obejmuje swoje królestwo. Marzenia z dzieciństwa urzeczywistniają się.

Lecz życie tu się nie kończy, ostatnia scena jest przecież kalką pierwszej. Ukazanie nowonarodzonej Kiary poddanym zamyka i otwiera równocześnie odwieczny Krąg Życia…


Ten tekst nie ma tytułu nawiązującego do serii o mężczyznach, mimo że go uzupełnia. Bo żeby z chłopca stać się mężczyzną droga jest tylko jedna. Przez pokonanie swego strachu i przyjęcie swojej roli…

Mężczyzna to nie siusiumajtek cz.3

Mężczyzna nie jest stworzony do tkwienia w czterech ścianach.
Jest wtedy jak lew w klatce. (Nie wiem czemu te lwy mi się tak wciąż nasuwają…) Simba jest idealną tego reprezentacją.

Nikt nie powie „Zrób to!”
Nikt nie powie „Zmykaj!”
Nikt nie powie „Przestań!”
Nikt nie powie „Czekaj!”
Wreszcie mogę iść, gdzie chcę.
Wreszcie nikt nie wtrąca się!
(TU cała scena.)

Jego automatyczną reakcją na próbę umieszczenia w jakichś ramach jest bunt. Zresztą okoliczności tej rozmowy też są dość znaczące, wraz z Nalą próbuje wymknąć się Zazu i pójść zobaczyć cmentarz słoni. Swoją drogą zawsze mnie to zastanawiało, czy to znaczy, że słonie u kresu swych dni udawały się w jedno konkretne miejsce żeby umrzeć? Trochę creepy…

Przygoda i ryzyko. To kręci mężczyznę. Szybka jazda, wspinaczka, poznawanie nowych miejsc. Właśnie, eksploracja. Magellan zaryzykował, że spadnie z krawędzi świata bo chciał zobaczyć czy rzeczywiście ziemia jest okrągła. Wcześniej Kolumb podjął to ryzyko, żeby znaleźć krótszą drogę do Indii.
Po co wchodzić na Mount Everest? Przecież w tych warunkach nie da się żyć, nikt tam nigdy nic nie zbuduje etc. Od 1904 roku, kiedy po raz pierwszy Dalajlama wydał Brytyjczykom zgodę na próbę zdobycia szczytu, przez 1921 kiedy pierwsza brytyjska wyprawa wyruszyła, do 29 maja 1953 r., kiedy w końcu Szczyt Świata został zdobyty, minęło prawie 50 lat! W międzyczasie wielu podróżników zginęło, wielu cudem przeżyło, tracąc jednak kończyny w wyniku odmrożeń. Nie można tego nazwać inaczej jak tylko wystawianiem się na śmiertelne niebezpieczeństwo dla własnej satysfakcji.
Swoją drogą, wiecie, że pierwszą europejką, i trzecią kobietą na świecie, na szczycie Czomolungmy, 16 października 1978 [sic!], była Polka, Wanda Rutkiewicz? A półtora roku później Andrzej Zawada, Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki jako pierwsi weszli na Mount Everest zimą. Swoja drogą, Rutkiewicz 23 czerwca 1986 jako pierwsza kobieta zdobyła K2.

Mount Everest jest symbolem, najwyższe miejsce na jakie człowiek może wejść na własnych nogach. Po pokonaniu wielu przeciwności, zwłaszcza tych swoich wewnętrznych barier i poczucia słabości, w sposób iście nadludzki zdobywasz Szczyt Świata. Mało jest rzeczy, z którymi mogłoby się to równać…

A bieguny? Na chłopski rozum to też nie ma sensu. Iść tyle czasu w śnieżycy, w jednolitym i nudnym krajobrazie po to, żeby być pierwszym człowiekiem w punkcie który człowiek nazwał ważnym. Szczyty gór wyznaczyła przynajmniej natura, bieguny człowiek oznaczył sobie sam…

A gdy bracia Wright zdobyli powietrze, Peary i Amundsen bieguny, odpowiednio północny i południowy, Hillary i Tenzig Mount Everest a Piccard w swoim batyskafie dno oceanu, nadszedł czas na coś absurdalnego. Kosmos.
Sputnik 1 w 1957, Łajka w tymże samym roku, Biełka i Striełka w 1960, Jurij Gagarin w 1961, Walentyna Tierieszkowa w 1963, spacer kosmiczny Aleksieja Leonowa w 1965, Apollo 11 w 1969, stacja Salut 1 w 1971, stacja Skylab 1973-1979, początek programu Voyager w 1977, stacja Mir 1986-2001, Pathfinder w 1996, Dennis Tito – pierwszy turysta kosmiczny w 2001 i w końcu Voyager 1 w 2012, jako pierwszy obiekt z Ziemi poza Układem Słonecznym.

sky

To pragnienie odkrywania jest w każdym. Dzieci uczą się chodzić, bo chcą wiedzieć co jest krok dalej, niż mama kiedykolwiek zaniosła. Próbują jak wszystko smakuje, jak pachnie, jakie jest w dotyku.
Dzieci o wszystko pytają, bo są ciekawe. A największą krzywdą jaką się im robi jest „Nie pytaj! Nie gadaj! Nie idź tam! Nie biegaj! Nie skacz! Nie jedz! Nie dotykaj! Nie wąchaj! Siedź na tyłku! Nie rozmawiaj z tamtym dzieckiem! Nie baw się z nim! etc., etc., etc…” Homo Sapiens przestaje być Sapiens, bo dorosłe osobniki z tym walczą.

Czemu jesteśmy tak sfrustrowanym społeczeństwem? Bo siedzimy w biurach. Wciśnięci w garnitury, garsonki, zamknięci w ramy godzin pracy, etatów, dniówek, ograniczeni przez cztery ściany, podłogę i sufit, znający tylko sztuczne światło i sterylne powietrze z klimatyzatora.
Wszystko byłoby jeszcze do zniesienia, gdyby tak wyglądały jedynie godziny pracy. Ale odpoczynek wygląda podobnie. Kanapa, telewizor, chipsy, piwo albo komputer, facebook, strzelanka albo, o zgrozo, odpisywanie na służbowe maile czy inna praca… Wojownik–myśliwy, pragnący przygody, dla własnego zdrowia psychicznego powinien na weekend wyjechać z miasta! Na wieś, gdzie skosi trawę, przekopie ogródek, zbierze jabłka albo zetnie samosiejki prowadzące wieczną inwazję. Albo w góry, żeby pokonując własne słabości zdobyć jakiś szczyt. A nawet jeśli zostanie w swoim domu, to powinien zająć się remontem, pojeździć z synem na rowerze albo wziąć żonę na spacer.

Gdy ogląda się filmy przyrodnicze, lwy są tam dostojne, kroczą z wypiętą piersią i wysoko uniesionym nosem strosząc grzywę. A lew w zoo zwykle leży bojąc się nawet spojrzeć człowiekowi w oczy. Nie czyńmy ze swojego życia takiej klatki dla naszego wewnętrznego lwa! Nie zdobędziemy jako pierwsi bieguna, nie wynajdziemy samolotu, raczej też nie polecimy w Kosmos. Ale wychodząc ze swojej klatki możemy odkryć coś dużo cenniejszego – swoją tożsamość.

cdn…

Mężczyzna to nie siusiumajtek cz.2

Mężczyzna to wojownik i myśliwy.

Od najmłodszych lat dzieci przygotowują się do swoich wrodzonych ról. Dziewczynki opiekują się lalkami, organizują herbatki dla księżniczek, gotują, ozdabiają kwiatkami i kamyczkami dom zaaranżowany w kącie ogrodu etc. Chłopcy zaś od zawsze chcą toczyć wojny i polować. Uwielbiają się ścigać, pojedynkują się na kije, siłują się na rękę, łapią żaby i koniki polne, rzucają kamieniami do celu, z roweru robią konia, z długiego patyka kopię i urządzają turniej rycerski albo układają pola bitew z żołnierzyków i odtwarzają historyczne wojny, albo tworzą swoje własne. A szczególnym uwielbieniem chłopcy obdarzają pistolety.

Umiłowanie do broni palnej jest tak głęboko zakorzenione, że chłopiec pistolet zrobi ze wszystkiego. Nawet jeśli rodzice chcą zapobiec rozwojowi brutalności u swojego syna i nie chcą kupować mu na odpustach karabinów, pistoletów i innych narzędzi zagłądy, ten i tak zaaranżuje sobie coś do strzelania. Mniej twórczy weźmie zagięty patyk, trochę bardziej twórczy pozgina drut, a najbardziej twórczy zbuduje sobie z klocków lego, albo w tajemnicy przed tatą, korzystając z jego narzędzi, zrobi sobie z drewna. Ale każdy chłopiec chce strzelać do kolegów.
Czy to oznacza, że całe społeczeństwo jest spaczone przez wojny toczące się w XX wieku i wychowane w kulturze brutalności? Nie. W naturze mężczyzny, jako samca, jest zdobywanie nowego terytorium dla swojego stada, obrona posiadanego, zdobywanie pożywienia… Tak jak małe lwiątka gryzą się dla zabawy i tarmoszą, tak mali ludzie biją się i strzelają z patyka.

Nie oznacza to oczywiście, że moim zdaniem kobieta ma siedzieć w domu i być kwoką. Dziewczynki też przecież nieraz chodzą po drzewach, często biegają szybciej niż chłopcy, biją się lepiej niż oni. Znowu przychodzi mi do głowy lew. Lwica też musi polować albo chronić zębami swoje lwiątka przed samcami albo innymi drapieżnikami. Ale potem delikatnie bierze swoje dziecko w zęby, odwraca na plecy i wylizuje dokładnie od ogona do pyszczka.

Mountain View

Ten wojownik nigdy z mężczyzny nie wychodzi. W korporacjach, w ramach zabawy integracyjnej, organizuje się mecze paintball, sklepy ze sprzętem do ASG uginają się od towaru, więc musi być popyt na „zabawkowe pistolety dla dorosłych”, bractwa rycerskie wyrastają jak grzyby po deszczu, bo mężczyźni podświadomie tęsknią do wojskowej dyscypliny, do stawania z wrogiem oko w oko, chcą być jak wojska Jagiełły pod Grunwaldem. Wiatrówki cieszą się wielkim powodzeniem, nie tylko dlatego, że wiele osób strzela z nich do szpaków wyjadających czereśnie, chociaż przecież i to potwierdza tezę o ochronie własnego terytorium. Chodzi o to, by móc wziąć do ręki chociaż namiastkę broni.

Pamiętam uczucia jakie mi towarzyszyły gdy w Kanadzie, (gdzie jest to zgodne z prawem), wziąłem do ręki wojskowy karabin używany do polowań, załadowałem go, przyklęknąłem, przyłożyłem do ramienia, przez mechaniczne przyrządy wymierzyłem w puszkę oddaloną o kilkadziesiąt metrów, wstrzymałem oddech, pociągnąłem za spust i szybkim ruchem przeładowałem usuwając z komory gorącą łuskę, żeby nie przegrzać broni. Nieważne, że wystrzeliwszy dziesięć pocisków trafiłem może dwa razy. Nie o trafienie tu chodzi. Strzelałem tylko do puszki po konserwie mięsnej albo groszku, ale czując odrzut, słysząc huk wystrzału, skupiając całą swą uwagę na tym strzale, całe ciało angażując w zwiększenie precyzji, czułem się jakbym strzelał do lwa zagrażającego mojej rodzinie. Jak Staś Tarkowski ze swoim sztucerem.

Czemu gry typu Counter-Strike, Battlefield, Team Fortress, Quake cieszą się takim powodzeniem? Bo dla wojownika nie ma nic cudowniejszego niż stanąć na przeciw rywala, z przyjaciółmi u boku i z karabinem w ręce, żeby w kontrolowanych, bezpiecznych warunkach sprawdzić kto jest lepszy.

cdn…